- Moja piłkarska przygoda zaczęła się w 1972 roku w Wilkowicach gdy trafiłem do drużyny trampkarzy – mówi Marek Kubica. – Tak się złożyło, że mieszkałem naprzeciwko boiska więc niemal cały wolny czas spędzałem grając w piłkę. Byłem środkowym obrońcą. W tamtych czasach w ustawieniu drużyn obowiązywał jeszcze system z ostatnim stoperem i forstoperem, czyli pozycją, na której czułem się najlepiej, a moim idolem był Franz Beckenbauer.
- Jak długo trwała piłkarska przygoda?
- Na boisku wytrwałem do 34 roku życia, czyli do momentu kontuzji, która oznaczała koniec gry. Przez cały czas byłem zawodnikiem wilkowickiego klubu, który grał w A-klasie, a w 1988 roku wywalczyliśmy awans do okręgówki. Najbardziej pamiętny mecz rozegrałem z Górnikiem Zabrze, gdy drużyna pod wodzą trenera Huberta Kostki przyjechała do nas na sparing. Drużyna, która zaczynała marsz po cztery mistrzowskie tytuły, była w Szczyrku na zimowym zgrupowaniu. Przygotowaliśmy pięknie boisko na śniegu, którego nasypało po kolana i przegraliśmy tylko 1:5.
- Kiedy został pan działaczem?
- Bardzo wcześnie, bo prezesem klubu zostałem, bo gdy miałem 18 lat i byłem w trzeciej klasie liceum, czyli w 1977 roku. Koledzy powierzyli mi tę funkcję i do dnia dzisiejszego, choć w różnej formie jestem związany z klubem. Z prezesowania zrezygnowałem po prawie 30 latach, czyli gdy zostałem radnym w 2006 roku, a obecnie jestem dyrektorem Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Wilkowicach. Byłem inicjatorem kompleksu sportowego, który jest dumą naszej miejscowości. Mamy stadion piłkarski z prawdziwego zdarzania, a obok jest Orlik i zaplecze. Na otwarciu gościliśmy reprezentację Polski U15, która grała z Chorwacją.
- Kim pan jest z zawodu?
- Z wykształcenia jestem inżynierem mechanikiem, aczkolwiek w tym zawodzie mało pracowałem. Przejąłem stolarska firmę po ojcu, a następnie, od samego początku byłem przy budowie ośrodka sportowego. Praktycznie od zera udało dojść do tego co mamy, czyli stworzyć zespół, który organizuje dużo ciekawych imprez sportowych w różnych dyscyplinach od boksu, poprzez siatkówkę i karate, no mamy szerokie spektrum zawodów.
- Od kiedy działa pan na szczeblu ponadklubowym?
- Pięć kadencji byłem w Beskidzkim Okręgowym Związku Piłki Nożnej, do którego wszedłem jeszcze za czasów prezesa Józefa Ciszewskiego i współpracowałem też z Czesławem Biskupem. Przez trzy kadencje byłem w Komisji Rewizyjnej, a ostatnio sekretarzem. Po zamknięciu tego rozdziału reprezentantem klubów z naszego regionu pozostał Podokręg Bielsko-Biała, w którym koledzy powierzyli mi funkcję prezesa.
- Jak na ten wybór zareagowała rodzina?
- Nie powiem, żeby do końca się ucieszyła. Żona Janina i syn Aleksander znają jednak moją pasję. Czasem co prawda żona narzeka, ale dawno się już pogodziła z tym co robię i na pewno mogę liczyć na ich wsparcie.
- Jaki cel postawił pan sobie na rozpoczynającą się kadencję?
- Chciałbym uatrakcyjnić rozgrywki, wprowadzając rywalizację w okresie zimowym, żeby przez cały rok coś się działo. Mam kilka pomysłów i myślę, że w najbliższym czasie ze współpracownikami to dopracujemy. Chciałbym też żeby rozgrywki młodzieżowe na naszym terenie dobrze funkcjonowały choć mogę powiedzieć, że w tej chwili są już na fajnym, wysokim poziomie.